wtorek, 7 grudnia 2010

świątecznie...



Ostatnio kiepsko u mnie z czasem… Ale znalazłam wolna chwilkę aby pobuszować w ulubionych blogach i pooglądać wasze cudeńka. Nie ma co ukrywać na blogach jest już świątecznie. Uroczy, klimat, te ozdoby, świeczniki, koniki… Trochę Wam pozazdrościłam i sama wzięłam się do roboty.
Pierwsza powstała choinka z orzechów, na które natknęłam się w spiżarni… w założeniu efekt miał być nieco inny ale dzięki temu, że do końca mi nie wyszło do środka można włożyć świeczkę i choinka zabłyśnie świątecznym blaskiem.







Znalazłam również trochę beżowego polarku i w tempie ekspresowy powstałam „pluszowa” choineczka.



I domek, w którym się zakochałam od pierwszego wejrzenia… bardzo udany zakup za małe pieniążki na świąteczny jarmarku w Holandii.



Pozdrawiam Was cieplutko, biało i Mikołajkowo

piątek, 12 listopada 2010

wymarzona książka

Dawno mnie nie było, gdyż zdecydowanie odczuwałam brak czasu na małe przyjemności… Na szczęście jakoś udało mi się zorganizować. Czas chaosu wykorzystałam między innymi na zakup książki o której dawno marzyłam ale jakoś zawsze były ważniejsze wydatki. Wykorzystując swoje imieniny postanowiłam zrobić sobie prezent!



Niby 5 dni ale jakich długich dni…. Jak tylko dostałam maila z informacją, że książeczka czeka na mnie w Empiku pognałam tam ile sił w nogach! A tam nie dość, że faktycznie była i czekała to w dodatku było tam tyle pięknych rzeczy do zdobienia techniką decoupage, tyle farb, filcu, złoceń …ach… można zwariować!
A oto moje nowe wytwory „książkowe” i nie tylko:















Pozdrawiam Was cieplutko i dziękuję za każdy pozostawiony ślad

wtorek, 26 października 2010

Tilda w czerwieni

Jakiś czas temu wybrałam się do pobliskiego sklepu z materiałami i artykułami pasmanteryjnymi. Musze zaznaczyć, że poszłam kupić tylko dwa guziki… w efekcie końcowym wyszłam z kilkoma materiałami, pięknymi materiałami, którym po prosty nie mogłam się oprzeć! Guzików oczywiście nie kupiłam…
I założę się, że nie tylko ja tak mam. Idę do sklepu po jedną konkretną rzecz a do domu przychodzę z kilkoma, których wcale w planach nie miałam… Ale to chyba taka kobieca cecha!
Materiały postanowiłam od razu wykorzystać. Co prawda trochę czasu mi to zajęło ale dziś mogę pochwalić się efektem. Oto kolejna Tilda, tym razem w czerwieni. Moja „ulubiona” ciocia ma piękną, dużą kuchnię, gdzie jest wiele dodatków w czerwonym kolorze. Myślę, że nowa szmaciana lala szybko się tam zadomowi!






Pozdrawiam ciepluto

sobota, 23 października 2010

Każdy ma swoje Kilimandżaro



W Łodzi piękna pogoda, prawdziwa polska, złota jesień. Chyba, że skusimy się na pyszną, rozgrzewającą herbatkę, dobrą książkę. Dostałam wczoraj właśnie taką książkę, niezwykłą opowieść. „Każdy ma swoje Kilimandżaro” – to historia o grupie ludzi, którzy urodzili się bądź w wypadku zostali osobami niepełnosprawnymi. Ta opowieść nasycona jest wiarą, siłą i nadzieją. To niesamowita opowieść o niesamowitych ludziach. O ludziach, którzy tak jak my mamy plany, marzenia… tylko musieli je trochę zweryfikować bo nie wszystko da się zrobić gdy traci się nogi, ręce, wzrok… Nie, źle to ujęłam! Wszystko da się zrobić! Tylko trochę dłużej to potrwa!
„to Wy wiecie lepiej niż ktokolwiek inny, jak ważny jest dla każdego z nas jest drugi człowiek – gdy obok ma się przyjaciela, można wyjść z każdej ciemności, można się nauczyć na nowo kochac życie, biegać bez nóg, widzieć bez oczu… i normalnie żyć…
Wychodząc z cierpienia, nieszczęścia, depresji, uruchomiliście w sobie siły, o których istnieniu zwykły człowiek nie ma pojęcia. Doświadczyliście tego, że jeden człowiek może być dla drugiego nogami, oczami, rękami i może stać się jego radością. Dlatego jestem pewna, że dacie sobie radę w tej trudnej wyprawie i zrobicie wszystko, żeby choć jeden z Was wszedł na sam szczyt. Przecież zdobyliście już dawno najtrudniejsze szczyty… mimo swych niepełnosprawności staracie się normalnie żyć… macie swoje rodziny, sukcesy, pasje…
Niestety, wielu ludzi nie chce tego zauważyć, zupełnie nie zdając sobie sprawy z waszej sytuacji…” Anna Dymna – Fundacja Mimo Wszystko – wstęp do książki
Myślę, że każdy w pełni zdrowy człowiek powinien przeczytać tą książkę. I zastanowić się nad tym co ma i jakim jest szczęściarzem. Docenić, że może sam zrobić sobie kawę, może pobiec do sklepu gdy zabraknie cukru, może zobaczyć kolorowe drzewa jesienią…
A tytuł jest piękną przenośnią…
Gorąco polecam!

pozdrwiam cieplutko

środa, 13 października 2010

jesiennie....

W jesienne wieczory szyje. Szyje bo zakochałam się w Tildach. Zaczęło się od czytania „Monufaktury Ambrozji”. Nie mogłam i nadal nie mogę się napatrzeć na jej Anielice, Śpiochy, na jej talent i złote rączki! A później zaczęłam grzebać w necie i zdobywać nowe informacje, nowe zdjęcia, pomysły i inspiracje. No i się zaczęło! Jestem zgubiona!







Ale znajduję jeszcze chwilkę czasu na jesienne spacery… Ta roślinka przykuła moją uwagę… Nie mam pojęcia co to za roślina ale jest naprawdę piękna!





Pozdrawiam Was bardzo cieplutko…

środa, 29 września 2010

jesienne pyszności i nie tylko...

Mam wrażenie, że nie było mnie tu bardzo dawno… Ale na szczęście udało mi się już nadrobić zaległości i pozachwycać się Waszymi nowymi jesiennymi dekoracjami, nowymi wytworami Waszego talentu. Pora teraz nadrobić zaległości u siebie…
Po kolei:


U mnie też mieszka już jesień, przyniosła z sobą piękny wrzos, świeże kasztany i aromat cynamonu. Wieczorami siedzimy razem w blasku świeczki, który płynie z naszego wyjątkowego lampioniku. Wyjątkowego bo jest to pierwsza rzecz jaką kilka lat temu zakupiliśmy wspólnie. Nasz pierwszy wspólny zakup… daleko od naszych rodzinnych domów… Dlatego darzę ten przedmiot takim sentymentem…



Byliśmy z wizytą u naszych przyjaciół, którzy to niedawno zostali szczęśliwymi rodzicami małej Kasi .
I specjalnie dla słodkiej Kasieńki powstała Anielica…



A dla mamy pachnące lawendą serduszko.

Anielica chyba nie była taka straszna bo Kasia szybko się z nią zaprzyjaźniła. Przy okazji szycia powstałą też druga Anielica a’la Tilda ( może kiedyś dojdę do wprawy i wyjdzie mi prawdziwa Tilda ), która powędruje do pewnej miłej osóbki.




Sukienkę ogrodniczkę uszyłam z zasłonki, którą to zakupiłam w przysłowiowym lumpeksie a nie mogłam się jej oprzeć!



I przede wszystkim byłam znów na wsi. Ale tym razem nie leniuchowałam! Rozpoczęłam produkcje suszonych pomidorów. Uwierzcie mi, warto było cały dzień stać przy kuchennym blacie i piecu! Pychotka!



I oczywiście grzyby, grzyby, grzyby! Opieńki się zamarynowały, trochę posuszyły, prawdziwki i podgrzybki zawisły nad piecem i czekają na grzybową, którą uwielbiam.



Dziękuję kochane za komentarze, pozdrawiam serdecznie 

środa, 15 września 2010

nowe-stare obrazki i skarby ze starej stodoły

W związku z pewnymi zawirowaniami w moim życiu miałam i nadal mam nieco więcej czasu wolnego. I postanowiłam pojechać na wieś i skorzystać z ostatni podrygów lata. Pozbierać orzechy, najlepsze są te co przed chwilą spadły z drzewa w zielonej skórce, która niesamowicie brudzi dłonie… nazbierać grzybów, jeszcze nigdy nie widziałam tyle maślaków w jednym zagajniku, aż żal było je zostawiać… poczytać zaległe książki w cieplutkiej kuchni, gdzie słychać trzaskanie drewna w piecu… ach, to jest życie… takie bezstresowe, powolne, z dala od hałasu i pośpiechu miasta. A wokół sami życzliwi sąsiedzi. Jedna sąsiadka przyniesie trochę jajek, druga poczęstuje słonecznikiem, a trzecia po prostu przystanie przy furtce, żeby trochę poplotkować 
Ale jak to ja trochę mogę posiedzieć bezczynnie ale po godzinie siedzenia z kubkiem kawy postanowiłam poszukać sobie zajęcia…
I tak oto pozdejmowałam wszystkie stare obrazki jakie u nas wisiały i trochę je przemalowałam. A oto efekty:






Drewno i węgiel też znalazły swoje miejsce. Stara skrzynka na jabłka , niedbale przeciągnięta białą farbą, stary kosz wiklinowy i szufladka ze stołu od maszyny. I oto cały niezbędnik do ogrzania mieszkania!



Ale najbardziej ucieszyła mnie stara bańka na mleko, którą znalazł Piter w naszej stodole. I do tego jest biała! No dobra, może jest nieco zardzewiała na dole ale może coś da się z tym zrobić!



I to już chyba ostatnie róże w tym roku, szkoda…



Ale kochane, oglądając wasze blogi można zakochać się w jesieni! Te wszystkie ozdoby, wianki, lampiony…
Pozdrawiam cieplutko

środa, 1 września 2010

wakacyjnie...



Za oknami szaro , smutno i deszczowo… w kuchni susza się pierwsze zebrane w tym roku grzyby, roztaczając swój aromat po całym domu. Niby wszystko ok ale tak mi jakoś smutno... tak jakoś pachnie mi już jesienią. Tylko dlaczego tak wcześnie?
Na poprawę nastroju segreguję zdjęcia z wakacji. I myślami znów jestem w miejscach, które mnie zachwyciły…

Mój pierwszy zdobyty szczyt!!! Widok z Trzech Koron



Zamek w Nidzicy. W tle ruiny zamku w Czorsztynie.


Uwielbiam klimat ruin, starych zamków. Mury nasiąknięte są historią a w głowie rodzą się obrazy dam dworu, rycerzy, romantycznej i zarazem nieszczęśliwej miłości, pięknych sukien i magicznych pieśni… Uwielbiam słuchać miejscowych legend…

Sosny, które mają ponad 550 lat. Ile pokoleń już widziały…



Wąwóz Homole, trzeba tam być!



Ach, ale się rozmarzyłam,
Z pozdrowieniami

piątek, 27 sierpnia 2010

wieszaczki na biżuterię

Jakiś czas temu przeglądałam pewną gazetkę, w której można znaleźć wiele ciekawych porad, zobaczyć piękne wnętrza, zainspirować się, pozachwycać i powzdychać! Znalazłam tam wieszaczek na biżuterię, który bardzo by mi się przydał. Ale ta cena… ona już mi się mniej podobała… Ale od czego jest biała farba, gąbeczka i wstążeczka czy niepotrzebna koronka?
I tak oto powstał wieszaczek, który zamieszkał w mojej łazience i kilka innych, które już trafiły do miłych osób. Cieszę się, ponieważ spotkały się z ciepłym przyjęciem i bardzo pochlebnymi opiniami. Można je zobaczyć w wirtualnej „Galerii Wylęgarnia” i na moim blogu. Mam nadzieję, że Wam też się spodobają…

wieszaczek z biżuterią...

z delikatna różą

z aniolem...

w urocze kwiatki...


Z pozdrowieniami, violett